Ponoć nawet nie mówił po polsku. A Curie-Skłodowska?! Ciężko być zdolnym Polakiem w Polsce. Polański żeby oszukać ten omen urodził się we Francji, pod innym, niepol(ań)skim nazwiskiem (Liebling), ale i to nie pomogło – los wygnał go ostatecznie z kraju i kazał robić karierę w UK, a kontynuować i kończyć w USA (no, był jeszcze Frantic później). Na czas emerytury ugościła go Francja. Pozostanie zagadką, na ile przedwcześnie Polański przygasił swój twórczy płomień skazując się na wygnanie z Hollywood'u. Powrót do Europy oznaczał cofnięcie się do przedsionka biznesu filmowego.Tak czy siak, jeśli kogoś sławnego można sklasyfikować jako Polaka, to chętnie to czynimy. Polański został uznany i za sławnego, i za Polaka, a teraz dostał szansę rozliczenia się z przeszłością – on sam, co naturalne, boi się tego i nie chce ale przecież każdy uczciwy człowiek zdaje sobie sprawę, że przyjęcie kary za popełnione winy jest czymś oczyszczającym i ze wszech miar pożądanym. Wiedzą to poważni komentatorzy zza Oceanu (w przeciwieństwie do niektórych niepoważnych polityków z Europy) – John Farr, cytowany na reason.com przez Nick'a Gillespie'go [stamtąd także ilustracja], chętnie zobaczyłby „naszego reżysera” w Stanach, gdy ureguluje zaległe sprawy, a nawet kurtuazyjnie sugeruje, że pomógłby Amerykanom robić lepsze filmy:
...I, for one, would welcome having him back among us once he's paid his debt to society. Maybe he could even help us make better movies again.Jeśli ktoś dobrze życzy „Romanowi”, powinien trzymać kciuki za pomyślną ekstradycję.




































