28.1.10

Strachy na Lachy

Szef krakowskiego SLD Grzegorz Gondek zaapelował do dyrekcji Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau oraz do ministra kultury, by zniszczony po kradzieży napis "Arbeit macht frei" pozostawić w takim stanie, w jakim został on odnaleziony (…) czyli zniszczony, ponieważ jest to kolejny dowód na to, że ze strony osób, które podnoszą dłoń do góry w charakterystycznym rzymskim geście (chodzi o hajlowanie – przyp. jurciopan) nadal istnieje zagrożenie dla społeczeństwa, że neofaszyzm dalej jest bardzo groźny.
ardzo dobra taktyka! Stosowana z powodzeniem w różnych sytuacjach, np. jak ktoś skarży kogoś o pobicie, to dobrze jest, żeby na salę rozpraw udał się poowijany w bandaże i z wyraźnym sińcem pod pod okiem. Niestety, Jarosław Mensfelt, rzecznik muzeum Auschwitz, poinformował:
Nikt nie miał cienia wątpliwości, że trzeba przywrócić sprofanowany* napis do stanu jak najbliższego temu sprzed kradzieży (…) historyczny napis jest już naprawiany. [#]
Hmm, pan Gondek troszkę się spóźnił… pewnie świadomie… przecież musiał wiedzieć, że szef muzeum z miejsca wziął się za scalanie napisu. Wydaje się więc, że niemiecki slogan reklamowy będzie dalej straszył w polskim obozie. Nie wszystko jednak stracone dla pana Gondka – oto we Francji, na jednym z żydowskich cmentarzy, wymalowano kilka swastyk i napisów. [#]

Media z miejsca okrzyknęły ten czyn „nieludzkim”, co dobitnie dowodzi tezy, że naziole nie są ludźmi. Ale nieważne – niech pan Gondek szybko depeszuje do francuskiego ministra kultury, żeby ten poniechał acetonu czy tam benzyny ekstrakcyjnej i zostawił wszystko tak jak jest! Ku przestrodze.
–––
*Dlaczego właściwie „sprofanowany”? Media nie wspominały nic, żeby ktoś go unurzał w ekstrementach… Pocięcie nie było podszyte ideologią, miało jedynie
ułatwić transport.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz