Był rok 1993. W tym czasie prawie każdy amerykański film sprowadzony na nasze ekrany był obietnicą solidnej rozrywki lub nam, młodym, tak się zdawało. W każdym razie Ścigany (The Fugitive) był akurat dobrym filmem. Dopiero za dwa lata Scorupko miała pojawić się u Bonda, więc cóż za radość zapanowała w kinie, gdy nagle z ekranu popłynęła ojczysta mowa – oto „ścigany” grany przez Harrison'a Ford'a wynajmuje basement na przedmieściach Chicago... u polskiej kobieciny. Nasi górą! Dają radę, tam za oceanem. W pewnym sensie Polka i jej syn, co prawda za pieniądze, pomagają „ściganemu” – niesłusznie oskarżonemu, zaszczutemu niczym zwierz, skazańcowi. Radość była jednak krótka – syn kobiety sprzedawał jakieś prochy młodocianym i żeby ratować skórę wyśpiewał FBI, kto u nich znalazł schronienie. Ale plama – jak Polak to tradycyjnie szmalcownik, wydał naszego ukochanego Han'a Solo. W dodatku w końcowych napisach nie podali, że to fikcja, a wszelkie podobieństwo przypadkowe. Co za szczęście, że młody jurciopan nie zwracał wtedy uwagi na takie niuanse i potrafił nacieszyć się samą wartkością akcji.
A był rok 1993 – na długo przed odkryciem polskich obozów koncentracyjnych. Sorki – nikt nie powiedział, że zbudowanie stereotypu jest łatwe oraz, że nie wymaga ogromnej cierpliwości i żelaznej konsekwencji.
21.8.09
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz